Szosa jest kobietą, czyli... Żądło Szerszenia
Źródło: Małgorzata Borowik
09 May 2012 20:50
tagi:
Gomola, Żądło Szerszenia, szosa, wyścigi szosowe, supermaraton, supermaraton.org
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Miało być szybko, blisko i na rowerze MTB, ale jak to zwykle u mnie bywa - wyszło inaczej. Wiosna nieodłącznie kojarzy mi się z BikeMaratonem w Zdzieszowicach. Kwitnący rzepak, słońce, korki na trasie ... oj dużo korków na trasie ..., przepychanki, urwany zacisk i ...zgubione przednie koło 2 lata temu, rozbity kask i bark.... nie, nie tym razem! Ze wszystkich tych „przyjemności” wybawili mnie Janusz i Kuba - starzy znajomi z GMG Gliwice. Kuba nieopatrznie zadzwonił z pytaniem co słychać i... skończyło się na wspólnych szosowych planach i wyjeździe do Trzebnicy. 28 kwietnia stanęliśmy wspólnie na linii startu, rozgrywanego po raz szósty, Maratonu Rowerowego „Żądło Szerszenia”.

Była to pierwsza edycja Pucharu Polski w Szosowych Maratonach Rowerowych. Pogoda nie zawiodła, kolarze również. Tegoroczna frekwencja wyniosła prawie 700 zawodników. Do wyboru były trzy dystanse, mini 75km, mega 150km oraz giga 225km. Ten doskonale zorganizowany maraton miał również swój szczytny cel – zbierano datki na wsparcie osób niepełnosprawnych.

małgorzata borowik


Kiedy już siedziałam w samochodzie do Trzebnicy, mijając słynną „Ankę”, poczułam jaka jestem szczęśliwa, że ominą mnie coroczne bikemaratonowe „przyjemności”. Nie miałam pojęcia czego się w Trzebnicy spodziewać. W poprzednich sezonach ścigałam się na dystansach giga, więc zadecydowałam się na 150km. Nigdy wcześniej nie jechałam tak długiej trasy na wyścigu, ale dobrze przepracowany marcowy wypad mojego teamu, Gomola Trans Airco, do Chorwacji sprawiał, że mój organizm czekał na mały rekonesans w kwestii wytrzymałości.
Godzina 4.00, wyjazd z Gliwic, 7.00 odbiór numerów startowych i od godziny 8.00 starty poszczególnych 10-cio osobowych grup. Jakaż była moja radość kiedy okazało się, że razem z Kubą jedziemy w tej samej grupie! Genialnie! Wiem że jeździmy podobnie, nie raz startowaliśmy razem, więc nastawienie przed startem było bardzo optymistyczne. Jest szansa, że to nie będzie samotne 150km. Godzina ósma rano, a termometr pokazywał już ponad 20 stopni. Pięknie – będziemy „skwarkami” przekraczając linię mety ;-). Krótkie ciuchy, pełne bidony, kieszenie pełne jedzenia, krem z filtrem na mój spalony w Chorwacji nos i jazda na start – to będzie dłuuuugi wyścig.

małgorzata borowik
[fot. Piotr Wojda]

Sam start spokojny – takie lubię. Trasa początkowo prowadziła przez miasto, więc grupy jechały w asyście motocyklistów, pierwsza prosta za miastem i ogień! Pulsometr wskazywał jakieś dziwne cyfry, każdy walczył o utrzymanie się w grupie.Zawsze zastanawiam się, po co tak szarżować na początku, ale cóż, adrenalina robi swoje. Mocniejsi zawodnicy w końcu i tak uciekli. Średnia z pierwszej godziny jazdy wynosiła ponad 35km/h – super... ciekawe kiedy nogi odmówią posłuszeństwa. Całe szczęście nie odmówiły i uformowała się całkiem fajna ekipa. Reszta jazdy odbywała się już w o wiele rozsądniejszym tempie i w przemiłej atmosferze. Pierwsze 80km do bufetu mięło z prędkością światła... lub raczej wiatru, który niekoniecznie umilał nam tego dnia walkę z kilometrami. Trasa biegła przepiękną Doliną Baryczy, asfalt (a czasami jego brak) nieraz ciągnął się cienką wstęgą przez okoliczne lasy, z dala od ruchu ulicznego. Dość dobrze oznakowana trasa, zabezpieczona w newralgicznych punktach pozwalała skupić się na jeździe. Co jakiś czas przemykał obok nas samochód z fotografem na pokładzie.

małgorzata borowik


Moja mała grupka z Arkiem i Kubą na czele nieźle sobie radziła, to „zbierając”, to gubiąc pojedynczych kolarzy. Panowie sumiennie dawali zmiany, co pozwalało utrzymać wysiłek na stałym poziomie i trochę poobijać się za ich plecami. Żar lał się z nieba, niepokój budziły pustawe bidony oraz pojedyncze egzemplarze kolarzy zmieniające w krzakach dętki, zaczął się też etap doganiania tzw „zwłok” – ledwo jadących, wycieńczonych zawodników. Byle utrzymać się jak najdłużej w grupie. Wiedziałam, że chwilowy kryzys może skończyc się dla mnie długimi i koszmarnymi kilometrami samotnej jazdy. No i w końcu pojawił się... ale nie u mnie tylko u moich towarzyszy. Ostatniego z nich widziałam na premii górskiej – słynnym podjeździe pod Radłów zwanym „Prababką”. Organizator ufundował dodatkową atrakcje w postaci punktu pomiaru czasu, co wraz z całą masa fotografów motywowało zmęczonych już zawodników. Koszmarny upał (z którym chyba mimo wszystko dobrze sobie radzę), 300m sztywnego podjazdu, prawie 120km w nogach nieźle dawało popalić, a to miał być dopiero początek. Płaska do tej pory trasa zmieniła się w serię uciążliwych podjazdów (tutejsze tzw. Kocie Góry) często pod wiatr, po kostce brukowej – masakra! To było koszmarne, samotne 30km ciągnące się w nieskończoność. Wreszcie – Trzebnica! Uwielbiam widok mety po dobrze przejechanym maratonie. Ta chwila jest mi w stanie wynagrodzić wszystkie zmory na trasie. Trzebnicki maraton dał mi w kość. Moja koszulka po ponad 5 godzinach jazdy była biała i sztywna od soli, a na dłoniach widniały piękne pęcherze od źle ustawionych klamek.

małgorzata borowik
[fot. Piotr Wojda]

III miejsce w kategorii K2 i 136 open to niezły wynik, zdecydowanie powyżej moich oczekiwań. 32 zawodników wyprzedzonych od pierwszego międzyczasu do mety – no cóż chyba jednak jestem długodystansowcem :) Myślę, że w tym sezonie skuszę się na kolejny start w cyklu Pucharu Polski!

Maraton był bardzo dobrze zorganizowany. Dobrze zaopatrzone bufety, kilka fajnych pomysłów organizacyjnych (premia górska z pomiarem czasu, motocykliści – pomysł wdrożony również przy innej szosowej imprezie - Amber Road), osobne kategorie dla rowerów innych niż szosowe, niezła wyżerka na mecie z kilkoma rodzajami posiłków, sprawna organizacja, rejestracja internetowa i profesjonalny pomiar czasu, dość dobrze oznakowana trasa. Organizator oferował również noclegi w pobliskiej szkole. Biorąc pod uwagę te wszystkie świadczenia, startowe w wysokości 50 zł nie było wygórowane - świetny stosunek jakości do ceny! Jedyne zastrzeżenia to momentami jakość asfaltu (ale jakie w Polsce mamy drogi wiemy wszyscy i tego nawet najbardziej ambitny organizator nie zmieni) i dekoracja zwycięzców zaplanowana na dzień następny – niewielka garstka miała możliwość zostać i nagrodzić brawami najszybszych zawodników. Myślę, że to kwestia do rozważenia przez organizatorów, ale póki co – oby tak dalej! Serdecznie pozdrawiam Trzebnickie Szerszenie i do zobaczenia w przyszłym roku.

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.